niedziela, 5 marca 2017

Rozdział 9

          Oktawia siedziała przy stole w Wielkim Domu, przy którym zazwyczaj odbywały się zebrania grupowych domków. Nigdy na takim nie była, więc było to dla niej nowością. Ale nie cieszyła się. Nie miała powodów. Przepowiednia zapowiadała się okropnie. Nawet ta z ostatniej misji brzmiała lepiej, i jak się skończyła? Dziewczyna nie potrafiła sobie wyobrazić, jak w takim razie miała się skończyć ta misja, chociaż było to w przepowiedni zawarte.
         Miała być przyczyną zagłady Olimpu. Dzięki niej miał skończyć się czas bogów greckich. To bardzo źle. A najgorsze było to, że przeznaczenie miało ją dorwać tak czy owak. Zeus powinien to wiedzieć, a jednak wypuścił ją. Sama Oktawia żałowała tego. Wolałaby być zamknięte w jednym małym pokoju, byle tylko nie być przyczyną zagłady. Byle tylko nie popełnić największego błędu w życiu. Nawet patrzenie na Santona było lepsze. Mogła zostać...
          Oktawia spojrzała na Annabeth. Nie raz ona wyruszała na trudne misje, ale nigdy Olimp nie miał zostać zniszczony przez nią. Córka Santona zazdrościła siostrze. Kiedy trafiła po raz pierwszy do Obozu i usłyszała opowieści Annabeth, szczerze współczuła jej. To wszystko brzmiało okropnie. Miała nadzieję, że ją to nigdy nie spotka. I co? Dzięki Herze nie żyją jej przyjaciele. Ona sama miała zniszczyć Olimp.
          — Jeszcze nie wyruszyłam, a już mam dość — powiedziała Oktawia.
          — Skąd Hera wiedziała, że to o tobie? Jest wiele dzieci Ateny spoza obozu — zauważyła Annabeth.
         — Nie mam pojęcia. Wszyscy bogowie, albo chociaż część z nich, uważa, że to o mnie. Nie ma innego sposobu. Muszę to zrobić.
         — A więc Olimp zostanie zniszczony? — spytał Percy. — Dlaczego Hera posłała cię, skoro ma dzięki temu zniknąć?
         — Po raz kolejny, nie mam pojęcia — odpowiedziała Oktawia. — Przepowiednia podała tylko jedną konkretną liczbę odnośnie chętnych na wyprawę, a więc pewnie cztery osoby muszą wyruszyć.
          — Ja chcę pójść — zgłosiła się Annabeth, nim Chejron zdążył spytać, z kim chciałaby Oktawia pójść.
          — Ja też — zgłosił się Percy, co nie zdziwiło Black. Podczas ostatniego jej pobytu w Obozie zauważyła, że ta dwójka jest raczej nie rozłączna. A jak już, to nie na dłuższą chwilę. Nie przeszkadzało jej to, lubiła Percy'ego.
          — Też chcę iść — powiedział Grover.
          — Jesteście pewni? Ta przepowiednia nie brzmi najlepiej. Może być bardzo niebezpiecznie. Jest powiedziane, że wielu zginie... — dopytywała Oktawia.
          — Nie takie rzeczy robiliśmy — powiedział Grover, wyraźnie dumny z siebie.
          — Skoro mamy już chętnych, przeanalizujmy resztę przepowiedni – wtrącił się Chejron.
          Oktawia wyprostowała się.
          — Nie ma zbytnio co analizować. Przepowiednia jest zadziwiająco prosta. Mam wyruszyć, zakochać się i dzięki mojej miłości zniszczyć Olimp. Wiedziałam to, jeszcze zanim wyruszyłam. Po czterech dniach od znalezienia tego całego Samuela zniszczę Olimp. A znajdziemy go na Othrys. Możemy tam polecieć samolotem, myślę, że Zeus nie strąci nas. – W końcu dał mi przyzwolenie na tę misję, dodała w myślach.
          Na chwilę zapanowała cisza, po której odezwał się Percy.
          — To kiedy wyruszamy?

Jeeej, napisałam. Rozdział miał być o wiele dłuższy, ale wena nie pozwoliła na to...
Szablon