piątek, 3 lutego 2017

Rozdział 8

          Malcolm jeszcze nigdy nie widział, by ktoś tak szybko jadł. Oktawia, która zamówiła w barze pizzę, cheeseburgera oraz hot doga, pałaszowała tak szybko jedzenie, jakby ktoś miał jej to zabrać. Czterdziestocentymetrową pizzę zjadła w ciągu dziesięciu minut, podczas gdy zazwyczaj męczyła połowę przez godzinę.
          — Spokojnie, Oktawio. Nikt ci tego nie zabierze — powiedział z uśmiechem mężczyzna.
          Nastolatka podniosła głowę, otarła usta i delikatnie się uśmiechnęła.
          — Wiem. Byłam głodna. Nawet dalej jestem. — Sięgnęła po hot doga.
          — Jak tak dalej będzie, wykupimy cały bar — zażartował Malcolm.
          — Nie cały, to za dużo. Ale za to trzy czwarte... — Wybuchła śmiechem, w czym mężczyzna zawtórował jej.
          — Santon nie traktował cię za dobrze — stwierdził.
          — Było w miarę dobrze, póki nie spróbowałam uciec i nie przyłapał mnie Zeus.
          — Jak Zeus zareagował na twoją ucieczkę?
          — Całkiem dobrze. Za to Santon sprawiał wrażenie, jakby oszalał. Co bogowie obiecali mu za uwięzienie mnie?
          Malcolm zamyślił się. Nie był pewny, czy opowiedzieć tą historię. W końcu stwierdził, że nie ma w niej nic złego.
          — Wiesz, że Santon był zwykłym złodziejem. Nie miał nic, z wyjątkiem ukochanej, którą poznał niedługo po oddaniu ciebie. Ale ona zmarła. Została zabita. Podejrzewam, że bogowie obiecali Santonowi bogactwo i powrót ukochanej.
          — A więc nie tylko Zeus i Hera włączyli się w moją misję, ale także Hades, bo bez niego nie wróciłaby. — Malcolm pokiwał głową. — Jestem zaskoczona, że Zeus mnie wypuścił. Po tym, jak przystawiłam miecz do gardła Santona...
          — To było głupie. Długo prosiłem Zeusa o wypuszczenie cię, a ty mogłaś to zepsuć w ciągu kilku sekund.
          — Ale ostatecznie nic się nie stało, prawda? W końcu zaczął mi bić brawo... Dalej tego nie rozumiem.
          — Ja też nie. Może uznał to za małe przedstawienie. Nieważne. Gdzie teraz?
          — Do Obozu. Chcę mieć tą misję za sobą.
          — Jesteś pewna, że nie chcesz wrócić do domu odpocząć?
          — Nie. Jestem ciekawa, co to za misja.

          Kilka godzin później Oktawia przekroczyła granicę Obozu. Musiała przyznać, że nie było to coś miłego. Nie chciała wracać, ale musiała coś zrobić.
          Ledwo zrobiła kilka kroków, a zobaczyła Percy'ego, Grovera oraz Annabeth. Nie zapowiadało się tak źle, a przynajmniej ten krótki pobyt w obozie. Zawołała ich, szybko podchodząc do nich. Przytuliła na powitanie siostrę, jej chłopaka oraz satyra.
          — Co tutaj robisz? — zapytała Annabeth.
          — Nie słyszeliście o przepowiedni? Świat bogów jest podzielony na „wykonać tą misję” oraz „nie robić tego” — zdziwiła się Oktawia.
          — Odnośnie czego ta przepowiednia? — zapytał Percy.
          Oktawia opowiedziała im o pojawieniu się Hery, rozmowie z Ateną, uwięzieniu przez Zeusa i śmiertelnika. Nie powiedziała tylko, że tym śmiertelnikiem był jej biologiczny ojciec. Uznała, że to nie takie ważne, a nie miała ochoty na dzielenie się taką informacją. Powinni byli zadowolić się resztą historii.
          — To nie brzmi dobrze — powiedział Percy, na co Oktawia przytaknęła.
          — Idę do Chejrona spytać się o tą przepowiednię. Chcę wyruszyć na misję i mieć spokój. Najlepiej raz na zawsze.
          — Myślisz, że bogowie dadzą ci spokój? — zapytał Grover.
          — Mam nadzieję.
          Oktawia uśmiechnęła się do nich i ruszyła w stronę Wielkiego Domu. Tak jak myślała, Chejron i Pan D. siedzieli na werandzie. Przywitała się krótko, na co tylko bóg rzucił jej ponure spojrzenie, a centaur zapytał, czy przyszła po przepowiednię. Jego wzrok był poważny.
          — Słyszał pan tą przepowiednię — stwierdziła nastolatka, na co Chejron kiwnął głową.
          — Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?
          — Nie, ale muszę. Wysłała mnie Hera.
          Centaur wskazał na dom, dając znać dziewczynie, żeby weszła do środka. Z lekkimi oporami wspięła się na strych. Niedługo potem usłyszała przepowiednię.
Córka Ateny spoza Obozu na misję wyruszy
Jej miłość będzie chciała Olimp poruszyć
Zniszczy go wraz z pierwszym zakochaniem
W ciągu czterech dni, odkąd ją znajdzie
Wielu podczas wyprawy zginie
I jedynie czwórka śmiałków przeżyje.
Samuela Smitha znajdą nad górą Othrys
Skąd na Olimp wyruszą
By patrzeć, jak znika pod zasłoną nocy.


Jeeej, napisałam. Wybaczcie, że tak krótko i że ta część słaba,ale nie miałam ani grama pomysłu na ten rozdział.

2 komentarze:

  1. O, szybkoś wstawiła ten rozdział x D Jestem w szoku!

    Wgl, a propos tej pizzy... dzisiaj ze znajomymi kupiliśmy sobie taką 76 cm, na 5 osób... nie dało się jej zjeść! Mówie Ci, ta pizza była olbrzymem!
    *tak, te wtrącenia bardzo zmieniające czyjeś życie... x D*

    Przepowiednia w pyte, tylko... aż tyle ludzi na tej misji będzie? 4 przeżyje, dużo zginie... nono, będzie ciekawie chyba :D
    " Skąd na Olimp wyruszą
    By patrzeć, jak znika pod zasłoną nocy." - cóż za romantico! :D

    Oka, ten rozdział nie był zły, technicznie spoko, taka przestojówka:D
    Pisanie o jedzeniu zawsze jest dobrą opcją. Bo jedzenie w ogóle jest dobre. *mądrości życiowe*

    Sorks, za mój nieład i niedotentegowany komentarz, ale ostatnie 48 godzin było dla mnie wyzwaniem! Uczyłam sie od wtorku dzień i noc jak pojebana, no i byłam dzisiaj ponad 35 godziny na nogach, własnie odespłam lekko i dlatego tako jest :D

    Weniaj, weniaj ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu u mnie nie ma tak dużych pizz? ;/

      Mam nadzieję, że będzie ciekawie :D Taak, w końcu przydało się na coś zmuszenie samej siebie do słuchania na polskim podczas omawiania romantyzmu i jest romantico xd

      Dzięki :*

      35 godzin na nogach? Podziwiam :O

      Usuń

Szablon