sobota, 26 listopada 2016

Rozdział 2

          Oktawia podrzucała małą piłeczkę, leżąc na łóżku. Właściwie nie zwracała na nią uwagi, wpatrując się bezmyślnie w ścianę. Jej myśli krążyły wokół nieproszonego gościa i tego, co powiedziała. Ciężko było jej w to wszystko uwierzyć. Ku jej nieszczęściu, historia powtarzała się. Jakby przeżyć to wszystko raz, to za mało, pomyślała. Co jeszcze miało ją spotkać?
          Dziewczyna nie podniosła się nawet w momencie, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Wciąż była wpatrzona w ścianę. 
          — Co zamierzasz zrobić? — zapytał Malcom, który wszedł do pokoju. Nie spuszczał z niej wzroku. 
          Lata temu mężczyzna dał wolną rękę córce w udekorowaniu pokoju. Uznał, że skoro ma tam spędzać większość czasu, powinna czuć się w nim dobrze. Powinien być taki, jaki ona chce mieć. W efekcie ściany były liliowe, a na podłodze jasne panele. Większą część pokoju zajmowały regały z książkami. Pojedyncze łóżko było ustawione tuż przy oknie, dzięki czemu Oktawia miała widok na rozległy ogród. Na wprost łóżka było biurko z szafą, w której nie tylko znajdowały się ciuchy, ale też kilka mieczy, schowanych na wypadek nieproszonych gości, jakimi były potwory. 
          Oktawia złapała piłeczkę. Nie podrzuciła jej kolejny raz.
          — Hera nie zostawiła mi wyboru. — Głos dziewczyny był pusty, jakby nie miała w sobie żadnych uczuć.
          Malcolm podszedł bliżej córki. 
          — Porozmawiaj z Chejronem, być może jest inne wyjście.
          — Nie ma innego wyjścia. Nienawidzę Hery, ale muszę się z nią zgodzić. Przeznaczenie dopadnie mnie, wcześniej czy później.
          — Nie uważasz, że to pułapka? Zastanów się, Oktawio. Przychodzi Hera i rozkazuje ci wyruszyć na misję. Od kiedy bogowie przejmują się sprawdzonymi misjami?
          — Może jest to z nią związane? Albo... — Oczy Oktawii zalśniły w przebłysku nadziei.
          — Nie rób tego, Oktawio. Już to przerabialiśmy. Jeśli okaże się to nieprawdą, znów to przeżyjesz. Nie rób sobie nadziei. 
          Dziewczyna usiadła i skrzyżowała ze sobą nogi. Nadzieja była wszystkim, co miała. I chociaż Malcom miał rację, mogła potem znowu się rozczarować, pragnęła wierzyć w to. 
          Wciąż widząc nadzieję w oczach córki, mężczyzna podszedł do niej bliżej. Przysiadł się na łóżku i spojrzał prosto w oczy nastolatce. 
            — Twoja matka, Oktawio... — Malcom spuścił głowę, zastanawiając się, co tak właściwie chce powiedzieć córce. Dziewczyna nie pośpieszała go, spokojnie czekała, aż mężczyzna powie, co miał do powiedzenia. – Nie rób sobie nadziei. Jeśli się nie mylisz, będziesz miała miłą niespodziankę. Jeśli jednak nie masz racji, znowu się rozczarujesz. 
          — Poznałeś moją matkę? — Malcolm zamiast odpowiedzieć, wstał. — Tato, proszę... Wiem o niej tylko tyle, co z mitologii. 
          — W takim razie powinnaś sama wywnioskować, że ta misja to pułapka. Hera nienawidzi twojej matki. 
           Malcolm wyszedł z pokoju. Wiedział, że któregoś dnia Oktawia jeszcze raz podejmie temat. Nie pierwszy, i z pewnością nie ostatni raz, próbowała dowiedzieć się czegoś o matce. Nie mógł jej za to winić; jej biologiczny ojciec oddał ją do adopcji. Nikt nic o nim nie wiedział. Oktawia mogła dowiedzieć się czegoś tylko o swojej boskiej matce. Ciekawość zżerała ją. Nic nadzwyczajnego.
          Mężczyzna poszedł do kuchni. Że też Hera musiała przyjść i nagadać Oktawii o jej przeznaczeniu! Śmierdziało to pułapką na kilometr. Z pewnością bogini przygotowała coś okropnego dla nastolatki, i tylko chciała mieć pewność, że będzie mogła to wszystko zrealizować.
          Czasem zastanawiał się, o kogo tak naprawdę Herze chodziło w jej nienawiści. Czy rzeczywiście to Oktawia była osobą, której nie znosiła, czy może on. A może bogini karała Oktawię za czyn Zeusa? Nastolatka dla Najwyższego była bez znaczenia. Hera mogła się mścić na niej, jednocześnie mając pewność, że Malcom ucierpi. 
          Mężczyzna był tak zamyślony, iż dopiero cichy głos, jakby przerażony, Oktawii, sprawił, że zauważył, iż zrobił drugie danie — frytki z kurczakiem. Odwrócił się za siebie. Jego córka stała w progu, biała jak kreda. Bała się. 
          — Zdecydowałam się pojechać do obozu — powiedziała.
          Malcolma zamurowało. Próbował wytłumaczyć jej, że to zły pomysł, a i tak nie posłuchała. Cała Oktawia. 
          — To zły pomysł.
          — Może. Ale jeśli Hera się nie myli, tak czy owak będę musiała pójść na tą misję.
          — Od kiedy ufasz Herze?
          — Nie ufam jej, tato. 
          Malcolm uniósł ręce w obronnym geście.
          — Jak chcesz. To twoja decyzja. Ale nie zamierzam cię spuścić z oczu, dopóki nie wejdziesz bezpiecznie do obozu. 
          Oktawia zrezygnowała z tłumaczenia ojcu, że nawet w obozie nie będzie bezpieczna, jeśli Hera zdecyduje się po raz kolejny uprzykrzyć jej życie. Nie miała na to siły ani ochoty. Kiwnęła głową.
          — Pójdę się spakować. 

          Godzinę później nastolatka wsiadała do samochodu wraz z Malcolmem. Wzięła ze sobą plecak, do którego włożyła ciuchy, książkę na drogę (ostatecznie nie była w stanie czytać), nektar, dwa miecze. 
          — Wszystko w porządku? — zapytał po jakimś czasie mężczyzna. 
          Oktawia uśmiechnęła się blado. A czy mogło być wszystko w porządku? Miała do wykonania misję. Nie wiedziała jaką, nie wiedziała gdzie. Nie miała pojęcia, co ciekawego przygotowali dla niej bogowie. 
          — Nic mi nie będzie — odpowiedziała. 
          — Mam taką nadzieję! Ale nie pytałem o przyszłość, lecz o teraźniejszość.
          — Boję się, że Hera po raz kolejny uprzykrzy mi życie. Drażni mnie, że nie wiem, o co chodzi. Mam nadzieję, że wszystko będzie tym razem w porządku, ale jednocześnie coś mi mówi, że nie do końca tak będzie.
          — Zazwyczaj misje herosów są ciężkie. Ale za każdym razem, kiedy wracają, są silniejsi niż przedtem.
          Oktawia uniosła brwi.
          — Próbujesz mnie powstrzymać od pójścia na misję, a jednocześnie dodać otuchy. 
          Malcolm wzruszył ramionami.
          — Jesteś uparta, Oktawio. Choćbym nie wiem jak się starał, nie uda mi się przekonać cię do zmiany zdania.
          Nastolatka uśmiechnęła się, wpatrując w ojca. W chwili, kiedy chciała odwrócić wzrok, poczuła ból i jednocześnie szarpnięcie do przodu. Było to tak silne oraz gwałtowne, że wyleciała przez przednią szybę, stoczyła się po masce samochodu i upadła na asfalt. Malcolm, któremu kawałek szyby utknął w ręce, krzyczał imię córki, ale ona już tego nie słyszała. Nieprzytomna leżała na ziemi, jednocześnie śniąc.
          Była w jakiejś nieznanej komnacie. Na jednej ścianie była półka z mieczami. Nad nią była zawieszona flaga Aten. W rogu było łóżko, raczej nieużywane. Pozostała część komnaty wyglądała jak pokój Oktawii – regały z książkami. 
          Dziewczyna spojrzała na siebie. Była ubrana w szarą suknię do kostek, marszczoną na biuście. Na jej ramieniu spoczywał blond warkocz. Chociaż Oktawia wiedziała, że wygląda dobrze, nie spodobało jej się to. Czuła boską ingerencję.
          Nie myliła się. Na środku komnaty pojawiła się kobieta. Miała długie, brązowe włosy, opadające na jej plecy, a jej beżowa suknia sięgała podłogi. Ręce miała splecione razem, a twarz poważną. Kobieta wyglądała jak księżniczka. 
          Oktawia szybko skojarzyła fakty. Wszędzie broń oraz książki – to musiała być bogini mądrości oraz wojny. Chociaż czekała na to od dawna, była pełna lęku. Pokonała strach i zdołała jedynie szepnąć:
          — Mama...

4 komentarze:

  1. No, jestem w końcu.

    Wszystko by było ok, ale szczerze mówiąc Twój zabieg z "Hera ostrzy na mnie pazury, ale w sumie nie wiem ock" trochę drażni.. no bo wysnuwasz wnioski jakoby Hera chciała się mścić bo
    a) zrobił jej coś Malcolm (ale nie wiemy co)
    b) coś uczynił Zeus (ale nie wemy co)
    c) z jakiegoś powodu nienawidzi Oktawii (ale nie wiemy czemu)
    Rozumiesz? Za dużo niewiadomych. Jakaś misja, nie wiemy czego dotycząca.
    Misja bez przepowiedni. Przepowiednie w jakichś sposób chociaż nakierowują, albo chociaż robią klimat.
    Hera już raz uprzykrzyła życie Oktawii i dziewczyna widocznie mocno to przeżyła. Ale... znowu nie wiemy co się stało, ani czy dziewczyna była może w depresji...
    Wybacz, że tak się czepiam, ale... tajemnica jest trochę jak przyprawa. Jak jej za dużo wsypiesz, to odbierzesz smak całemu daniu.

    Trzymam kciuki za Ciebie i opowiadanko,
    weniaj, pozdrówkam,
    Sajdi ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba rzeczywiście masz rację. Pisząc ten rozdział, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że przesadzam. W kolejnym rozdziale zostanie wyjaśnione o co chodzi Herze, zagadka co zrobiła bogini Oktawii też po części zostanie rozwikłana.

      Dzięki <3

      Usuń
    2. Wiadomka, nie wszystkie karty odkrywa się od razu xD
      To czekam niecierpliwie!

      Usuń
  2. Zgadzam sie z Sajdi co do tajemnic, ale.mi to tam tak bardzo nie przeszkadza. Rozdzial bardzl fajny, ciekawe co powiw Cktawi jej matka...
    Pozdrawiam
    Susan <3

    OdpowiedzUsuń

Szablon