piątek, 27 stycznia 2017

Rozdział 7

          Oktawia z założonymi rękoma na piersi krążyła po pokoju. Była zdziwiona, że Zeus nie zabił jej za próbę ucieczki, jednak nie mogła zostać w tym miejscu. Musiała próbować uciec. Miała do wykonania misję, nie wiedziała jeszcze jaką, ale miała. Czy to się podobało najwyższemu z bogów, czy nie, musiała ją wykonać.
          Po tym, jak Zeus przyłapał Oktawię na ucieczce, bóg posłał jej kilka groźnych spojrzeń, po których zjawił się Santon. Zaczął przepraszać pana niebios za nieporadność jego ludzi, jednak Zeus nie wyglądał na przejętego tym.
          — Wyrwanie się tej heroski z ich rąk świadczy tylko o tym, że mój syn dobrze ją wyszkolił. 
         Oktawia zdziwiła się, lecz nic nie powiedziała. Pozwoliła, aby Santon mocno złapał ją za nadgarstek i zaczął prowadzić do tego pokoju, w którym wcześniej przebywała. Jego mina jasno wskazywała na wściekłość.
          — Co ty sobie wyobrażasz?! — warknął, kiedy byli daleko od Zeusa.
          — Ja?! To ty mnie porwałeś! 
          — Na rozkaz boga! I dla dobra Olimpu! Coś ty sobie myślała, sprzeciwiając się Zeusowi?!
          Oktawia wyrwała mu się.
          — Co ci takiego bogowie obiecali za powstrzymanie mnie?! 
          Twarz Santona pokazała miliony uczuć, a wśród nich strach, ból, pustkę, wściekłość. Dziewczyna zamierzała spytać się, o co chodzi, ale zanim zdążyła otworzyć usta, mężczyzna złapał ją z powrotem za nadgarstek, mocniej niż wcześniej, i bez słowa zaprowadził do pokoju. Odchodząc powiedział, żeby się przygotowała, iż spędzi tutaj całą wieczność, dostając jedynie raz dziennie jedzenie. 
          I przez kolejne dwa dni rzeczywiście tak było. Siedziała zamknięta w pokoju, raz dziennie dostając jedzenie i wychodząc do łazienki. Próbowała wymyślić jakiś plan ucieczki, ale nic jej nie przychodziło do głowy. Skok odpadał, pokonać rycerzy nie miała już szans, gdyż przychodziło ich dziesięciu, minimum. Była skazana jedynie na ciszę. Nie przeszkadzała jej, w domu też zazwyczaj było cicho. Nie miał kto hałasować — w końcu mieszkała tam tylko ona z Malcolmem. Najbardziej przeszkadzał jej głód, z racji małych i rzadkich porcji, a także to, że była zupełnie sama. Zawsze mogła liczyć na Malcolma, a teraz? Teraz została uwięziona przez dziadka i jej biologicznego ojca. Nie mogła z nikim porozmawiać. Była bliska rozmawiania z samą sobą. 
         Jakże była zdziwiona, kiedy drugiego dnia przyszedł do niej Santon! Wszedł powoli do pokoju, podpierając się na lasce. Dziewczynę ciekawiło, co sobie w nią zrobił, ale nie chciała rozmawiać z nim. Miała nadzieję, że jeśli tylko będzie milczeć, ten sobie pójdzie. No chyba, że będzie chciał wypuścić ją na wolność.
         — Jak ci smakuje jedzenie, Oktawio? — zapytał.
         Nie odpowiedziała, szczególnie, że było to złośliwe pytanie.
         — Mam nadzieję, że dobrze się tutaj bawisz. 
         Znowu cisza.
         — Malcolm po ciebie idzie.
         Spojrzała na Santona. Jeśli to miał być żart, to nie wyszedł mu. A poza tym, mógł dostać za niego w nos. Ostatnie czego potrzebowała, to wspominania o jej tacie. Nie biologicznym, bo tym był Santon, ale o mężczyźnie, który ją wychował, nauczył wszystkiego, co umiała, i wspierał.
          — Po co to robisz? — zapytała Oktawia. Jej głos, pewien czas nieużywany, był z początku zachrypnięty. — Nie dość, że więzisz mnie tutaj, to jeszcze żartujesz. 
          — Nie wierzysz mi. Czym sobie na to zasłużyłem?
          — Porwaniem mnie, więzieniem tutaj i ukrywaniem, dlaczego tak ci na tym zależy.
          Santon zrobił kilka kroków do przodu i przykucnął przy dziewczynie.
          — Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym cię wypuścić. Pilnowanie beznadziejnej nastolatki nie jest szczytem moich ambicji — warknął.
          Oktawia włożyła wiele wysiłku, aby nie pokazać po sobie, że słowa mężczyzny ruszyły ją. Nie miała zamiaru okazywać słabości. 
          — Wiem. To, że oddałeś mnie, mówi samo przez się.
          — A więc mam do czynienia z rozżaloną nastolatką? Nie bierz tego do siebie, Oktawio, lecz nie potrzebowałem kuli u nogi. 
          — Nawet nie miałam takiego zamiaru. Oddając mnie zrobiłeś mi przysługę. Nie musiałam gapić się na twoją zapchloną gębę — odwarknęła.
          Santon uderzył córkę z otwartej ręki w twarz. Zrobił to na tyle mocno, aby głowa Oktawii aż się odwróciła, a w ustach poczuła krew. Splunęła mu pod nogi, wiedząc, że narazi mu się bardziej. Ale tym razem była już gotowa. Zamierzała zablokować atak, a potem sama przyłożyć mu. Nie zamierzała dać się tak traktować komukolwiek. 
          Mężczyzna podniósł rękę, ale zanim zdążył znowu uderzyć, do pokoju weszła służąca. Santon zacisnął rękę w pięść. Oktawia zaczęła się zastanawiać, na kogo bardziej był zły – na nią, za pyskowanie i plunięcie pod nogi, czy na służącą, za przerwanie. 
          — Czego?! — krzyknął.
          — Wybacz, mój panie, za przerwanie. Pan Zeus prosił o przyjście pana oraz Oktawii do jadalni. 
          Nastolatka wyczuła, że ma kłopoty. Duże kłopoty. Bo po co inaczej Zeus wzywałby ją? Pewnie chciał ją ukarać za próbę ucieczki. Nie zamierzała pokazać po sobie, że to ją ruszyło. Nie zamierzała dać satysfakcji Santonowi.
          Do pokoju weszło kilkunastu rycerzy. Siłą podnieśli Oktawię, i trzymając zaczęli prowadzić do jadalni. Santon szedł zaraz za nimi. Kiedy weszli do wskazanego przez Zeusa pomieszczenia, bóg stał w jego prawie dwumetrowej formie. Metr dalej stał Malcom. Oktawia widząc go, krzyknęła „tata!” i spróbowała się wyrwać, ale rycerze mocno ją trzymali. Zmusili ją do uklęknięcia przed Zeusem.
          — Puśćcie ją — rozkazał bóg. 
          Rycerze zrobili to. Dziewczyna wstała i podbiegła do Malcolma, który mocno ją przytulił. Nikt im nie przeszkadzał. Wszyscy milczeli, wpatrując się w nich. W końcu dziewczyna odsunęła się od ojca, który w reakcji na to dotknął jej policzka. Nastolatka poczuła ból, na który jedynie przymknęła na sekundę powieki.
          — Santon? — wyszeptał Malcolm. 
          — Tak, ale nic mi nie jest. 
          Mężczyzna spojrzał na Zeusa, jakby w oczekiwaniu na werdykt. Oktawia również przeniosła wzrok na boga. 
          — Nie ma mowy! O za dużo prosisz, synu! — zawołał najwyższy z bogów.
          — Oktawia nie zniszczy Olimpu. Odziedziczyła po matce mądrość. Nie dopuści do tego — bronił jej Malcolm.
          Oktawia przymknęła oczy. Nie sprzeciwiła się, ale wiedziała, że jeśli się zakocha, może przestać podejmować racjonalne decyzje. Nie raz słyszała już o takich przypadkach. 
          — Panie, sama Atena uznała, że Oktawia może zniszczyć Olimp — wtrącił się Santon. 
          — A Hera, że powinna pójść. Tato, Atena jest boginią mądrości. Przewiduje każdą opcję, co nie oznacza, że ona się sprawdzi — bronił swoich racji Malcolm.
          Zeus przez chwilę milczał. W końcu podjął decyzję – Oktawia idzie wykonać misję. Powiedział to na głos. 
          — To zły pomysł, panie! Taka nieudacznica, jak Oktawia, może jedynie zniszczyć Olimp... — zawołał Santon.
          Dziewczyna nie przemyślała swojej reakcji. Nawet ona była zaskoczona. W jednej chwili stała spokojnie, a w drugiej wytrącała miecz jednemu z rycerzy i przystawiała go do szyi Santona. 
          — Jeszcze jakieś słowo?
          — Opuść miecz, Oktawio — rozkazał Malcolm. 
          Dziewczyna zawahała się. Nie miała zamiaru dać się poniżać. Z drugiej strony, miała w zwyczaju słuchać swojego ojca.
          Powoli opuściła miecz.

4 komentarze:

  1. Siems x D
    Ja tak późno, bo uczę się pilnie na egzaminy. Jeden z trzech już zaliczony, jeszcze dwa!
    I tak se malutką przerwę robie by szybko coś naszkrobać x D Więc długo nie będzie!

    Boże, biedna Oktawia. Raz dziennie na papu i raz dziennie na pipi? A co jeśli ją dwójka wzięła? XDDDDDDD W kącik? x D
    W ogóle to Santon zachowuje się letko jak pedofil, zaczynam się go bać troszkę x D Szczególnie, że jest ojcem dziewczyny!

    Eh, ten rozdział się kończy w złym momencie ;c Jak tak możesz? W połowie konwersacji?! I będę czekać (zapewne dugo ;c ) na dalszą część? :<

    O ja nieszczęsna.
    Dobra, weniaj, ja uciekam do DL ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, gratulacje!

      Nie miał wyjść jak pedofil :D

      Być może nie będziesz długo czekać, właśnie zaczynam ferie :P

      Usuń
  2. Witam ponownie :)
    Być więzieniu i tylko raz dostawać jeść?! Ja bym z głodu umarła ... nie wspomnę o toalecie ... xd
    Bardzo dobrze, że Oktawia może iść na misję, a nie być zamknięta w czterech ścianach. Jestem bardzo ciekawa jaka jest to konkretnie misja i co bohaterka będzie musiała zrobić ^^
    Bardzo fajnie wyszedł rozdział, z chęcią przeczytam kolejny.
    Pozdrawiam Aniołku x

    OdpowiedzUsuń

Szablon